Współzawodnictwo w zespole
- Dawid Pawlik
- 26 sie
- 1 minut(y) czytania
Ostatnio przypominała mi się historia z etapu w mojej karierze zawodowej kiedy opiekowałem się jednym zespołem.
Mieliśmy za zadanie utrzymać poziom usług na "zielono".

Wiem, wieje nudą. Praca operacyjna na 2 lini wsparcia jest zawsze w centrum krytyki i wcale nieczęsto słyszy się pochwały i gratulacje.
Podczas rozmów z moim kierownikiem wpadliśmy na pomysł pobudzenia zespołu do współzawodnictwa.
Wiedzieliśmy, że zwykłe „podkręcenie śruby” czy wprowadzenie rywalizacji na siłę mogłoby zniszczyć atmosferę i doprowadzić do rozpadu zespołu.
Zaproponowałem zaczerpnięte z Kaizen wprowadzanie małych usprawnień lub chociaż zebranie pomysłów, które mogły by nam pomóc pokazać, że zespół nie tylko realizuje powierzone obowiązki ale dostarcza też wartość dodaną.
Ustaliliśmy z zespołem, że:
każdy pomysł będzie pokazany na piątkowym spotkaniu,
nie ma „przegranych” – doceniamy wszystkie inicjatywy,
na koniec głosujemy na to, co realnie przyniosło największą wartość zespołowi.
Zapytacie pewnie o efekty. Przez pierwsze kilka iteracji zespół nie kwapił się do zaproponowania "improvmentów". Zdaje mi się, że raczej chcieli przetestować system i obawiali się, że ich pomysły zostaną zignorowane lub co gorsza przysporzą im więcej pracy.
Pamiętam jednak, że pomysły były coraz lepsze. Pamiętam też krótką prezentację, którą współtworzyłem gdzie przygotowałem obrazek przedstawiający korzyści w postaci value stream znany z Lean.
To co było dla mnie ważne to to, że zespół pozytywnie się nakręcił do robienia ulepszeń.
I faktycznie zebrał kilka pochwał. Dodam tylko na zakończenie, że to nie bajka i skończyło się na publicznych pochwałach i uścisku ręki senior managementu.
Ale najbardziej istotne było to, że pozbyliśmy się "monkey jobs" na rzecz bardziej rozwojowych rzeczy.
Komentarze